Przychodzi nowy nauczyciel do szkoły

Sytuacja najczęściej wygląda tak: przychodzi nowy nauczyciel do szkoły – nie zna realiów pracy (co zrozumiałe), zasady zna częściowo te pisane, ujęte w rozporządzeniach, a o tych niepisanych nie ma pojęcia, z uczniami z innej szkoły miał kontakt kilka razy kilka lat temu w ramach praktyk studenckich na trzecim roku, więc ma mgliste pojęcie o organizacyjnym przebiegu lekcji. A za chwilę dostanie plan lekcji i ma iść na swoje pierwsze 45 minut sam na sam z klasą. Mniej więcej w tym samym czasie dostanie opiekuna stażu, ale niekoniecznie zdąży z nim porozmawiać o nauczaniu przed swoim pierwszym dniem pracy. I się zaczyna. Systematycznie opiekun wdroży tegoż nowego nauczyciela do prowadzenia zajęć, ale głównie w zakresie treści nauczania. Jeśli został przydzielony do opieki bez własnej woli,  decyzją dyrektora, to rzecz jasna nie będzie przykładał się do zadania w stopniu większym niż „odhaczenie” kilku spotkań. I tak młody nauczyciel zazwyczaj sam i na własnych błędach musi poznawać kulisy zawodu, specyfikę szkoły, uczyć się relacji. Jego błędy zaś odbiją się zawsze w mniejszym czy większym stopniu na uczniach. Bo nie wie, jak zareagować, bo nie jest w stanie przewidzieć wielu możliwych zachowań uczniów, bo nie czuje się dobrze w ocenianiu itd.

Nauczyciel dostaje nowe obowiązki

To jeden z wariantów. Są też inne. Nawet jeśli nauczyciel pracuje już w zawodzie rok, dwa, trzy, ale stoi przed nowym zadaniem: pierwsze wychowawstwo, pierwsza powierzona funkcja (np. opieka nad samorządem szkolnym), zmiana szkoły, to zwykle także sam musi dochodzić do dobrej praktyki, co znów kosztuje jego i jego otoczenie więcej błędów i nieporozumień. Wtedy najczęściej nie pomaga nawet żaden opiekun, bo to nie początek pracy, a „tylko” nowe zadanie. Zazwyczaj rodzice niechętnie patrzą na to, ze ich dziecko ma uczyć „pierwszoroczny” nauczyciel, a wychowawcą klasy ma być osoba, która tę funkcję podejmie po raz pierwszy. Rodzi się naturalna obawa, że „będzie eksperymentować/ uczyć się na moim dziecku, na naszej klasie”, co w domniemaniu ma skutkować gorszym rezultatem niż prowadzenie klasy przez wieloletniego doświadczonego wychowawcę.

Do czego przydaje się mentoring?

Te obawy są u rodziców naturalne i często uzasadnione, ale można je niwelować, jeśli pokaże się im, że w szkole działa zorganizowany i świadomy system sprawnego wdrażania nauczycieli mniej doświadczonych do wszelkich działań im przynależnych. A to z kolei jest możliwe dzięki wdrażaniu w placówce procesów mentoringowych w różnych obszarach działania szkoły i jej pracowników.

Jak działa mentoring?

Ideą mentoringu w szkole jest praca jeden na jeden w ramach grona pedagogicznego. Ważne, żeby nie mylić tego założenia z procesem uczenia ucznia przez nauczyciela (np. w ramach indywidualnego nauczania lub w innym formalnym czy nieformalnym procesie). Praca mentoringowa zakłada bowiem partnerskie relacje, a osoby Mentora (przekazującego swoje doświadczanie) i Mentee (uczącego się)  nie powinny pozostawać w podległości służbowej. W takim rozumieniu mentoringu nie jest możliwa praca nauczyciel-uczeń, lecz nauczyciel-nauczyciel. Idea mentoringu zatem polega na dobrowolnej z obu stron pracy „jeden na jeden” nauczyciela doświadczonego życiowo (Mentora) z kolegą z grona (Mentee), który poznaje dopiero pracę w zawodzie lub w jakimś jego wymiarze (przytoczone powyżej np. pierwsze wychowawstwo). Mentor dzieli się przede wszystkim swoim doświadczeniem życiowym, przykładami rozwiązywania w praktyce sytuacji szkolnych w relacjach z kolegami-nauczycielami, uczniami, rodzicami. Zwraca uwagę na niuanse i niepisane zasady. Słowem wdraża Mentee do sprawnego i skutecznego funkcjonowania w szkole, dzieląc się tym, czego nie przeczyta się w rozporządzeniach i dokumentach szkolnych. Ważne jest, żeby ta para faktycznie chciała ze sobą pracować z korzyścią dla obu stron: rozwoju Mentee i satysfakcji Mentora z faktu bycia przydatnym i pomagania mniej doświadczonemu.

Przebieg mentoringu w szkole i korzyści z niego płynące

Proces mentoringu może być zaplanowany na określony czas, który głównie Mentor jest w stanie oszacować jako potrzebny do pokazania swojemu Mentee wszystkiego, co istotne w temacie, na który umawiają się we wspólnej pracy. Proces ten nie oznacza, że „nowy” nagle przestanie unikać błędów w swojej pracy. Tak nie będzie, bo życie zweryfikuje, w jakim stopniu poradzi sobie z pierwszym konfliktem w klasie, pierwszym spięciem z innym nauczycielem czy dyrektorem, pierwszym podejściem do klasyfikacji uczniów itp. Ale z pewnością popełni tych błędów mniej i będzie czuł się zaopiekowany. Proces mentoringu wprowadzony w szkole mądrze i rozumiany przez dyrektora jako jakościowy wyróżnik, to też ważny sygnał dla rodziców. Sygnał, że w tej szkole dojrzale buduje się relacje w gronie, co przekłada się na dzieci (jak zwykle przykład idzie z góry) oraz, że kadra szkoły sama dba, by ci mniej doświadczeni jak najszybciej stawali się pewni siebie w swoich działaniach a tym samym byli dobrymi uczącymi i wychowawcami. A tego przecież każdy rodzic oczekuje od każdego nauczyciela.

Moc mentoringu

Moc mentoringu poznałem na własnym przykładzie, kiedy w 2002 roku rozpoczynałem siedmioletni nauczycielski epizod w moim życiu. Zaprzyjaźniłem się z zaledwie siedem lat ode mnie starszą koleżanką z pracy, o której – bez wyolbrzymiania – mogę powiedzieć, że była moją Mentorką, choć wówczas tego tak nie nazywałem. Ot, po prostu naturalnie i samoczynnie zaczęła mnie wspierać w poznawaniu arkanów zawodu, szkoły i ludzi w niej pracujących. Doradzała mi przy pierwszych konfrontacjach z potrzebami, prośbami, roszczeniami czy problemami uczniów, pomogła w opracowaniu materiału do dodatkowego przedmiotu, który wówczas prowadziłem, by domknąć etat, wprowadziła mnie w grupę życzliwych osób z grona, z którym sama „trzymała się”, uprzedzała mnie o różnych pozytywnych i negatywnych zachowaniach ludzi, z którymi pracowaliśmy. Nie łączyło nas formalnie nic: uczyliśmy innych przedmiotów, ja nie uczyłem jej klasy wychowawczej, ani ona mojej, gdy rok później otrzymałem wychowawstwo. Stworzyła się zupełnie przypadkowa relacja, ale bezsprzecznie dzięki Marzenie spokojniej i z większą motywacją wdrażałem się do zawodu. Nie trzeba też, jak widać na tym przykładzie, być nauczycielem z dwudziesto- czy trzydziestoletnim stażem, żeby stać się dla kogoś Mentorem.

Podsumowanie

Źródłem mentoringu jest faktyczne zaangażowanie w relacje i chęć dzielenia się, chęć wspierania. Ale warto też korzystać świadomie z narzędzi pracy mentoringowej. Dlatego zachęcam do zainteresowania się mentoringiem, jako metodą rozwoju innych, tych nauczycieli, którzy czują, że przyjemnością dla nich będzie nie tylko uczenie dzieci i młodzieży, ale też wspieranie mniej doświadczonego nauczyciela i cieszenie się z jego sukcesów.

dr Piotr Wiroński

mentor, wiceprezes Stowarzyszenia Mentorów PROMENTOR

Piotr Wiroński

admin